Witajcie! Mam na imię Martyna,
liczę sobie 27 wiosen i jestem szczęśliwą mamą 2-letniego Adasia. Niniejszy
blog poświęcony będzie mojej walce z dodatkowymi kilogramami, które zawsze
sprawiały mi ogromny problem.
Odkąd pamiętam nigdy nie byłam zadowolona
ze swojej figury. Z jednej strony tłuszczyk, w który przez lata sobie obrastałam,
straszliwie mi przeszkadzał, ale z drugiej nie umiałam się powstrzymać przed
sięganiem po słodycze i chipsy, i w ogóle po niezdrowe jedzenie. Szukałam wymówek.
Tłumaczyłam sobie, że życie jest przecież tylko jedno i szkoda odmawiać sobie
różnych przyjemności. No i standardowo – że duże też jest piękne.
Teraz jestem
mądrzejsza i wiem, że zawsze przemawiało przeze mnie lenistwo i niechęć do
ruszenia czterech liter z kanapy. Największy dramat przeżywałam wiosną i latem.
Jak tylko mogłam unikałam wychodzenia z domu, bo potwornie czułam się ze swoją
nadwagą nieudolnie skrywaną pod lżejszymi fatałaszkami. Z zazdrością patrzyłam
na szczupłe dziewczyny chodzące w krótkich sukienkach czy szortach. Wyjazd nad
wodę? Nic z tego – umarłabym chyba ze wstydu, gdybym miała założyć kostium
kąpielowy. Popadałam zatem w coraz większą rozpacz, a swoje smutki… no właśnie,
zajadałam. Do tego wszystkiego doszła jeszcze ciąża, podczas której dodatkowo przytyłam.
Pozbyć się niechcianych
kilogramów chciałam nie raz i nie dwa. Wypróbowałam mnóstwo diet
odchudzających, ale rezultat był zawsze nieodmiennie ten sam – efekt jojo. Czyli
największa zmora odchudzających się osób. Naprawdę ręce mi opadały, a motywacja
kurczyła się w oczach. Pewnego dnia pomyślałam sobie jednak, że nie tędy droga
i że jeśli się nie ogarnę, to będzie coraz gorzej. Zaczęłam zatem od podstaw, a
więc od zmian w jadłospisie i uczynienia fizycznej aktywności stałym elementem
mojej codzienności. Najbardziej polubiłam jazdę na rowerze i ćwiczenia w domu,
no i częstsze spacery z Adasiem też zrobiły swoje;) Przekonałam się również o
tym, że zdrowe jedzenie jest pyszne. I tak powoli, krok po kroku, zrzuciłam 15 kg .
Zostało mi jeszcze drugie tyle,
ale waga od jakiegoś czasu ani drgnie. Szkoda by było wyrzucać tyle pracy w
błoto. Postanowiłam zatem sięgnąć po metodę, której wcześniej nie stosowałam,
bo nigdy do takich sposobów nie miałam zbytniego przekonania. Mówię tu o
tabletkach na odchudzanie, a konkretnie o SLIMUNOX. O tym brytyjskim preparacie
na odchudzanie dla kobiet i mężczyzn przeczytałam w internecie – dziewczyny
strasznie go zachwalają, więc pomyślałam, że czemu by nie spróbować? Jeśli mam
coś do stracenia, to tylko te nieszczęsne 15 kg – a preparat ma w składzie aż 15
składników aktywnych, więc może taka zbieżność liczb to nie przypadek?
Kurację tabletkami SLIMUNOX
zaczynam już na dniach. Na bieżąco będę Was informować o efektach – sama jestem
ich niezmiernie ciekawa. A przy okazji dowiecie się czy taki preparat na odchudzanie
jest w ogóle wart uwagi i czy rzeczywiście działa tak, jak to opisują. Nie pozostaje
mi zatem nic innego jak sprawdzić go.
Trzymajcie kciuki i do następnego
wpisu!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz